Zakręcona Kurka zaprasza do rozgoszczenia się każdego :)

środa, 26 czerwca 2013

krótka historia jednej poduszki...


W zasadzie, to nie jednej...
Uszyłam powłoczki na poduszki z myślą o moich białych krzesłach, które to szorowałam i doprowadzałam do kultury już jakiś czas temu. I co? Materiał niby ok, kolor też, ale coś nie grało, nie pasowało... Wyglądały na krzesłach tak smętnie, nudno i nijako, że założyłam z dwa razy i stwierdziłam, że już ich nie chcę. Więc grzecznie poleżały sobie w koszyku z pościelą dobrych parę miesięcy.
A wczoraj mnie naglę dopadł pomysł! ( jak to zwykle bywa, przychodzi jak grom z jasnego nieba ). Koniecznie trzeba je ożywić, bo w końcu napracowałam się, uszyłam i to wszystko na darmo...?  A co może być lepsze niż truskawki ? 
Obawy były wielkie... Z szyciem przecież dopiero się oswajam. Po prostej szyć umiem ( prawie ). Ale robić esy floresy... to już, jak dla mnie, wyższa szkoła jazdy. Ale cóż... Jest pomysł, musi być i realizacja! Wykroiłam, przyfastrygowałam i pomyślałam, że spróbuję, jak nie pójdzie na maszynie, to będę przyszywać ręcznie ( byłam gotowa na takie poświęcenie ). Ale jakoś poszło! Przyznam, że przy szypułkach kompletnie nie używałam pedału, bo poszłabym od razu z tą prędkością we wszystkie strony świata. No to powolutku..., bez pośpiechu..., resztkami cierpliwości... kręciłam ręcznie to coś z boku maszyny, a po godzinie stresu, efekt był dla mnie nawet zaskakujący! Ja nie wiedziałam, że tak potrafię!!!!! Otwieram od jutra fabrykę :)))))

A skoro to miała być krótka historia, to koniec z pisaniem. Puszczam fotki...

Przez sekundę przeszła mi taka myśl, że może siedzenie na truskawach, to profanacja... , ale potem pomyślałam, że w końcu krzesłom też należy się trochę lata :)


 i teraz to już gra z resztą moich "wynalazków" w kuchni...



I taka to historia z hapy and'em ")))))

Strasznie sie ciesze, że udało mi się przyszyć te truskawki!
Wczoraj skakałam z radości, jak dziecko!

Pozdrawiam was pełna radości i ciągle z truskawkami w głowie :)))))




niedziela, 23 czerwca 2013

nadal w temacie... :)


Wpadłam na chwilkę...
To przez kolczyki. Tak! Przypomniałam sobie, że je mam ( a swoją drogą, jak ja mogłam o nich zapomnieć...? Może to już wiek...? Nieważne! ). Przypomniałam i całe szczęście, w sam raz na lato i w sam raz dla mnie :)  Wielkie, okrągłe i z truskawkami. Wyglądają pociesznie, ale takie sobie wymyśliłam i takie sobie zrobiłam, a co! I po tym szczęśliwym znalezisku wzięło mnie na malutki hafcik... Czego? Będę pewnie nudna i monotematyczna, bo jest to truskaweczka :) Nie wiem do czego ją jeszcze wykorzystam , ale efekt na pewno wam pokaże.


I oczywiście wcinamy truskawki. Nie aż z taką intensywnością, jak na początku, ale jednak obojętnie koło nich przejść nie można... pachną obłędnie i kusząco...


Pozdrawiam was cieplusieńko i bardzo, bardzo dziękuje za to, że macie czas, aby coś tam po sobie u mnie zostawić :))))

sobota, 15 czerwca 2013

fajnie mieć "fioła"...


To, że truskawki prześladują mnie przez cały rok, to już wiecie...  
I że są konieczną dekoracją w kuchni, bo dodają mi energii w paskudne, pochmurne dni - to też wiecie :)
I fajne jest to, że "zaraziłam" nimi już kilka osób.
Ale świetnym jest też to, że koleżanki wiedzą o tym i co rusz dostaje od nich jakieś miłe i słodkuśne drobiazgi truskawkowe :)  
 Fajnie, mieć "fioła" na jakimś punkcie, w którym pomagają tobie trwać inni :)

Wczoraj postanowiłam coś zrobić z małą deseczką. Stoi zawsze pod ręką, ale kompletnie nie gra z płytkami... Myślałam, myślałam, myślałam...   Pobieliłam... przetarłam...coś tam zdrapałam... i wyszło mi coś takiego.
 Oczywiście z truskawką!

druga stronę zostawiłam z stanie nie naruszonym, będzie tak zwana - robocza :)

teraz - to mi gra z resztą...



Takie wesołe serduszko przywiozła mi koleżanka. Jest wszystko co lubię : białe, groszki i truskawki !

i tą miseczkę też nie kupowałam ja...


Tasiemki w truskawki, to też prezenty od koleżanek :)

I jeszcze takie drobiazgi... Piękny woreczek ( też połączenie groszków i truskawek ), truskaweczki filcowe ( coś z nimi fajnego wymyślę ) i świetne duże naklejki ( to już w głowie mi świtają różne możliwości zastosowania) ...

   I takie to ja mam życie truskawkowe i szalone truskawkowe koleżanki :)))))  I jest super!

Pozdrawiam was dzisiaj, oczywiście, truskawkowo !!!!!!!! 





sobota, 8 czerwca 2013

w kuchni...


I znowu dorwałam stary mebelek, i znowu wymyśliłam sobie robotę, i znowu mam coś "nowego"...
To krzesełko wyglądało...   dziwnie! Tak, to jest dobre określenie. Bo było w kolorze niby zielonym, niby niebieskim, oczywiście farba już się łuszczyła i z pod spodu wychodziła jeszcze jakaś, przepięknej urody, farba w kolorze żółtym! Normalnie - elegancja, Francja...
Szczerze, to nie miałam sił do zdzierania tych warstw, ale...   jak już mam, to trzeba coś z tym zrobić, przecież. Trochę papieru ściernego poszło i przy okazji, można było zapomnieć  o ładnych paznokciach... :)
Ale teraz, to się ciesze z tego małego krzesełka i zdobi moją kuchnie. W zależności od humoru, trzymam na nim różne moje przydasie... Nie malowałam całego na biało, bo taką wizje miał "artysta" :)))))  Ale poszalałam i wydrapałam na oparciu serduszko, które fajnie gra z poprzecieranym siedziskiem. 
Pokaże wam kilka fotek :)))))




A takie maki dostałam dzisiaj od męża. Wiecie, jakie to są delikatne kwiaty...  W naturalnym środowisku kwitną długo, ale do wazonu się nie nadają, bo bardzo szybko opadają... Ale mój mąż o tym nie wiedział ( facet ) i jadąć gdzieś tam zatrzymał się i nazrywał pęk. Pociesznie wyglądał, jak wysiadał z nimi z samochodu...  Część maków opadła przy wędrowaniu z rączki do rączki, część przy wstawianiu do wazonu, więc, to co dało się uratować, stoi dzielnie w kuchni i cieszy oko :)  Taka miła niespodzianka !

Dziękuje wam, dziewczyny, że tak wytrwale mnie odwiedzacie i zostawiacie tyle miłych słów :)))))     Dzięki bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo  :)))))

wtorek, 4 czerwca 2013

pachnący dom...


 Jak  miło jest dostać piękny pachnący bukiet ulubionych kwiatów ... :)  
Od razu zapominam o tej paskudnej porze roku, na którą jeszcze nikt nie wymyślił nazwy.
W domu pachnie piwoniami tak cudnie...  
 To niesamowite ile aromatu mają w sobie rośliny i ile przyjemności mogą sprawić człowiekowi
( czyli - kobiecie )...
Żałuję, że  zapachu wam przesłać nie mogę...
Ale fotki, to już inna sprawa...




I jeszcze taka miła niespodzianka...  Moja koleżanka jest maniaczką szycia i "wyprodukowała" dla mojej córeczki  literki.


A takie - uszyła dla mnie :)

Pozdrawiam was cieplusieńko pachnącymi  kwiatami...