Zakręcona Kurka zaprasza do rozgoszczenia się każdego :)

czwartek, 21 lutego 2013

(ja) - literuję

To, że uwielbiam literki - już wiecie. 
Dziś napadła mnie, albo nawet dopadła mnie chęć zrobienia jednej, a dokładniej, to po jednej dla każdej ( córeczki oczywiście ).  Literki są związane z ich imionami, jak pewnie domyślacie się. Więc szperałam w resztkach zapasów deseczek ( starych i popękanych, bo takie lubię najbardziej ) i znalazłam idealną. Pisze o jednej, bo była jedna, ale na szczęście małżonek nabył ostatnio nową piłę ręczną ( ostra, jak nie wiem co ) i zawzięta kobieta z nią w ręce, zrobiła z jednej deski dwie!
 Potem trochę zabawy z papierem ściernym, białą farbą i znowu papierem ściernym, i rozrysowywaniem na papierze milimetrowym, a potem przenoszeniem tego na serwetki ( nie mogłam zdecydować się na cztery, bo mam tego stosy ), klejeniem, lakierowaniem... 
I zeszło kilka godzin... 
a niby tylko dwie litery :)






Pozdrawiam was zimowo, literkowo i kolorowo :)))))

niedziela, 17 lutego 2013

wspólne gotowanie :)


                                                       Moja córeczka znowu chora...  
Ta zima już tak mi obrzydła przez to chorowanie !!!!!  
Ale gdyby nie to, że już mamy drugą połowę lutego i już widziałam kilka dużych kluczy kaczek czy gęsi ( nie znam się ) nad moim podwórkiem, to zwariowałabym na bank. Ale biorę głęboki oddech, tabletki na odporność i już widzę w wyobraźni wiosnę... :))))
Więc, o czym chciałam napisać... ?
Aha. Córeczce spadła gorączka, więc poczuła straszną chęć do robienia czegokolwiek, a ponieważ chory ma ograniczone możliwości na tym polu, to po kolejnym, "mamo... nudzę się... " - musiałam coś wymyślić.
Wspólne gotowanie!
( takie na niby )
Danie z karteczek! 
Makaron ala Rozdawajka :)

Było co wycinać... i pisać... oj było...

Sami przyznacie, że makaroniki godne dobrej włoskiem gospodyni :)
ciasto najwyższej jakości ... i jak rozwałkowane... :)

I jak na makaron przystało, musiał być ugotowany, bo nawet w największej desperacji nie lubimy surowego :)
Moja mała pomocnica wrzuciła go do dzbanka i...

mieszała, mieszała, mieszała, mieszała... i...

mieszała, mieszała, mieszała i...

teraz przyszedł czas na spróbowanie :)
Czyli wyciągamy jeden i sprawdzamy czy jest "aldente"

i jest!
kiedy córeczka wydostała makaronik z wody, to się wyciągnął, jak długi   i...
co tam jest napisane ?

zbliżenie...

I co to ma znaczyć ?
 Ugotowałyśmy danie na wynos!

Burana 25,  proszę o adres na maila.
Do makaronika dorzucimy  ptaszki i domki dla nich :)
Co ty na to ?

I tak oto miło zleciała nam zabawa z córeczką...
Musimy to powtórzyć... :)

Pozdrawiam was serdecznie bardzo, bardzo i dziękuje, że jesteście :)


środa, 13 lutego 2013

co dwie, to nie jedna...

Sto razy zastanawiam się przed wyrzuceniem czegokolwiek. Dziwne... bardzo dziwne...
Na ogół jestem  osobą, która lubi wyrzucać i robi to z łatwością. Raz do roku przeglądam swoje rzeczy i jeżeli stwierdzę  że w tym czasie czegoś tam nie założyłam lub nie używałam, to pozbywam się tego.
Ale od jakiegoś czasu siedzi we mnie druga osoba, która myśli sobie, że może to się da przerobić, może z tego ciucha uszyć coś innego, a może to przemalować na inny kolor, a tam to ...  i tak w kółko.
Jestem chyba uzależniona od rękodzieła :)
Wszędzie widzę okazję do robótek...
Robię cokolwiek i z czegokolwiek. 
Puszki po odżywce do włosów też oszczędziłam i to dwie :)  
Będą teraz na jakieś drobiazgi.




I tak to wyszło.
Pomalowałam białą farbą nakrętkę, serwetka na wierzch,  przykleiłam tasiemkę bawełnianą dookoła plus kokardka i gotowe!

Pozdrawiam was :)
 i już nie mogę się doczekać końca mojej rozdawajki...  zostały dwa dni  :))))

wtorek, 5 lutego 2013

moja słabość do literek :)


Lubię i koniec!
Coś jest takiego fajnego w literkach, sama nie wiem... Może to, że pasują do siebie i obojętnie jakie są  i ile, to zawsze tworzą jedną całość, zgraną paczkę... taki harmonijny literowy wzór... to mnie uspokaja...
Ze słowami jest też tak, że wystarczy kilka liter by poprawić komuś humor, by wywołać uśmiech lub...  zrobić fajny napis do domu :)   Prościzna!
Ja nie umiem robić napisów transferowych, jakoś nie mogę zabrać się za naukę :)
A ponieważ uwielbiam bawić się decoupagem, to wpadłam na pomysł z wycinanymi literkami. Trochę,  jak na mnie, to żmudne ( bo z cierpliwością mam różnie ), ale jakoś mi idzie. Najpierw rozrysowuje sobie literki na papierze milimetrowym ( to jest najbardziej czasochłonne, bo muszą być w miarę równe i jeszcze do tego wszystkiego kształtne, a nie mam żadnych szablonów, rysuje od ręki  ), wycinam, odrysowuje na serwetce i...  dalej, to już z górki i sama przyjemność :)
Pokaże wam dzisiejszą kuchenną tabliczkę w korkowe literki. Nie zawiesiłam jeszcze do niej sznureczka, a już napstrykałam fotki. No cóż... to mój brak cierpliwości znowu się odezwał :)
Wydaje się, że pasuje wszędzie i do wszystkiego :)









Fajnie gra i z kolorami, i z bielą, i z drewnem... Chociaż obawiałam się  czy nie będzie  nudna przez to, że wszystkie litery są z tej samej serwetki  ( bo ja lubię pokombinować ).
 Ale chyba jest ok.
Mam już przygotowane deseczki na następne literkowe szaleństwo...
oby tylko był czas... :)

 Sorki, że tyle zdjęć :)
Poniosło mnie :)



Dziękuje wam bardzo za  wasze miłe odwiedziny u mnie, za sympatyczne komentarze i za to, że poznałam  i ciągle poznaje przez to nowe, ciekawe i bardzo inspirujące blogi.
Oczywiście "starzy znajomi" też są świetni :)

Pozdrawiam :)

sobota, 2 lutego 2013

Przypadkiem ?

Z dekorowaniem domu jest różnie...
Czasem bywa tak, że mamy jasno sprecyzowane pomysły, czyli co i gdzie powinno w domu stać, wisieć, leżeć... i tego szukamy w sklepach  lub próbujemy "wyprodukować" własnymi rękami. Z efektu raczej jesteśmy zadowoleni, bo najczęściej to co siedzi w głowie i dojrzewa, później nieźle wygląda w rzeczywistości :)
Ale bywa i tak, że kompletnie czegoś nie planujemy. Coś wpadnie w oko, o czym wcale nie myśleliśmy, albo coś dostaniemy i nawet nie wiadomo, czy to nam potrzebne, albo jakoś całkiem przypadkiem wyjdzie nam coś z niczego...  i wtedy  jest ciekawie...  jak to dopasować do poukładanej i przemyślanej reszty? Fajna zabawa :)
Ja też mam takie dziwne i przypadkowe rzeczy. Niektóre od razu odnalazły się w moim domu , a niektóre trochę sobie poleżały głęboko w szafie :)



Turkusowe małe buciki napatoczyły mi się w lumpku. Takie niby nie moje...  nie mój kolor i za cekinkami nie przepadam, ale  coś mnie w nich urzekło i jednak kupiłam. Poleżały kilka lat, ja do nich mentalnie dorosłam i teraz cieszą mnie w sypialni.
Klamerki...    zwykłe i proste, jak drut. Kupiłam, bo potrzebuje do wieszania prania. Miałam już je rozpakować i wrzucić do koszyczka  ale stwierdziłam, że są fajną bryłą... więc związałam sznurkiem i są dekoracją w łazience, a do prania muszę niestety  kupić inne :)
Czosnek też przyznacie, że po związaniu w warkocz nie nadaje się do jedzenia :)
A rodzynki w małym pudełeczku też są z lumpka. Wiadomo, nie są już do spożycia, ale jako dekoracja w kuchni wyglądają ok.



Tutaj też takie przypadkowe ozdoby. Szyszki i badyl ze spaceru  wylądowali na orzechach i tak zostało. Pestki z awokado nie wyrzuciłam, wyschły i też już zostały. 
Odważniki...  no to już miałam szczęście! Nawet nie marzyłam o takich, a one same się znalazły na strychu po poprzednich właścicielach.
A serweta? Dostałam w prezencie, bo lubię rzeczy zrobione na szydełku, a sama niestety ciągle nie jestem z szydełkiem zaprzyjaźniona :) Ale okrągła nigdzie mi nie pasowała... Chodziłam z nią po domu i chodziłam...  Może przez to, że była wykrochmalona i taka sztywna, to pomyślałam, że może ją powieszę...  
I powiesiłam!  Ładnie prezentuje się na drzwiach w sypialni. Niby przypadkiem, a pasuje, jak ulał :)


Wianuszek też był przypadkowy. Od jakiegoś czasu kupowałam małe drobiazgi w kwiaciarni, nie wiedząc do czego mi to potrzebne. Chowałam do pudełeczka jedno po drugim...   A kiedy wzięło mnie na "ukręcenie" pierwszego wianka, to okazało się, że już wiem po co zbierałam te drobiazgi :)
Klucz też przypadkowy, ale na ramce znalazł swoje miejsce w domu :)
Stary i pęknięty kapelusz po córce tak długo wyrzucałam, że stwierdziłam, niech zostanie!
A świeczniki...  W zasadzie to mam ich za dużo i obiecałam sobie nie kupować więcej . Nie kupiłam, jak na razie :) Ale kiedy segregowałam szkło do wyrzucenia, popatrzałam na nakrętki po słoiczkach do kawy i ...  zostawiłam je.  Pozbyłam się czegoś tam plastikowego wewnątrz, umyłam, dodałam sznurek i niestety mam kolejne świeczniki i to całkiem przypadkiem :)

Takie to moje przypadkowe szaleństwa :)
Nie pierwsze i nie ostatnie :)

Pozdrawiam was cieplutko :)
 Dzięki, że o mnie nie zapominacie :)