Zakręcona Kurka zaprasza do rozgoszczenia się każdego :)

poniedziałek, 26 listopada 2012

patchworkowe jabłuszko :)

I znowu słońce miało na mnie taki wpływ, że urodził się w głowie fajny pomysł i po 10 minutach już widziałam pierwsze efekty ! 
Miał to być taki serwetkowy patchwork, a co wyszło ? 
Oceńcie sami...

Chciałam uzyskać efekt bałaganu, a zarazem porządku, afekt niedbałości, a zarazem dopracowania...
taki misz-masz...  ale w mojej ukochanej kolorystyce...
Do patchworkowego jabłuszka dodałam gałązkę i wymyśliłam jeszcze z kartonu listek, który oczywiście jest w kropeczki :)

moje jabłuszko ma jeszcze innych blado-białych styropianowych kolegów, których konieczni trzeba  ubrać  :)
Jak zrobię resztę, to pokaże :)

Pozdrawiam was bardzo, bardzo serdecznie :)



sobota, 24 listopada 2012

...ze staroci...

Ponieważ od trzech lat mieszkam, gdzie mieszkam, to pobyt na starociach jest dla mnie luksusem. Ale jak to mówią  - "dla chcącego nic trudnego", znalazłam 20 km ode mnie halę z rzeczami tego typu. Wybór tam oczywiście "jako-tako" , ale "lepiej wróbel w garści niż gołąb na dachy" , ( ale mi dzisiaj przypominają się mądrości ludowe... ). 
Ale po setnej rundce dookoła wszystkich rzeczy byłam gotowa nic nie kupić, bo jakoś w niczym się nie zakochałam...   to mojej koleżance, która akurat była u mnie, wpadła w oko półeczka....  
 Jak ja ją nie widziałam ?
Ślepota!
I właśnie do tego się ma koleżankę.... jaka przydatna !!!!!
Więc stwierdziłyśmy, że półka akurat dla mnie, bo i pasuje do domu i umiem ją odnowić....     i mam !

tak wygląda po mojej ingerencji...
na razie zastanawiam się gdzie ją powiesić,  więc do zdjęcia postawiłam  na krzesłach...

na krawędziach "poobdzierałam"...

bo przecież, to stara półeczka...

tak wyglądała na początku.... miałam co szlifować... i bałam się  że ta ciemna okrągła plama będzie prześwitywać przez białą farbę...
ale jest ok.

a to moja pierwsza półeczka, którą pokazywałam już dawno temu, ona wisi w kuchni...
prawda, że są podobne ?


Pozdrawiam was serdecznie :)
Miłego dnia.

wtorek, 20 listopada 2012

słoneczny humor :)

Mam nadzieję, że u was był równie słoneczny dzień jak u mnie :) Pięknie było...  słoneczko, to jednak jest to, co daje mi porządną dawkę energii i wyciąga z jesiennych dołków.  Więc po takim zasileniu promieniami, naszło mnie na kolorowy i trochę chaotyczny post...  o wszystkim i o wszystkich, o pracach innych dla mnie i o tym co mnie cieszy :)

Taki był właśnie dzisiejszy dzień...  wszędzie żółte promienie...
Udało mi się wyszperać w ogrodzie jeszcze kwitnące kwiaty i cieszy mnie to bardzo, bo będą mi poprawiać humor , jak tylko na nie spojrzę ..  

Kogucika dostałam od koleżanki, bo co to za  "zakręcona kurka" bez kogucika ?
A truskaweczka wskoczyła do jesiennych szyszek, bo po co ma być tak smętnie ?

A to jest kolorowa kolekcja prac mojej szalonej nastolatki...
Bardzo podobają mi się...   

oto w zbliżeniu dwie...
dziewczynkę wymyśliła sobie i namalowała na uszytym serduszku flamastrami do tkanin...
a jabłuszko...  to długa sprawa... wykrawała kwadraciki... wszywała... wypychała...koszmar, jak dla mnie...
dobrze, że ma większą cierpliwość do szycia niż jej mama :)
to z ciemnego dżinsu (były sobie spodnie...) uszyła ręcznie i pięknie wykończyła bananową nitką i tasiemką ....  takie kobiece serduszko z klasą :)


A to już szycie  "fachowca" , a raczej  "fachury"...
moja koleżanka, o której wspominam, to ta dopiero ma cierpliwość do szycia...  i to oczywiście przekłada się na umiejętności...  za taką kurkę, którą dla mnie uszyła, nie zabrała bym się nigdy w życiu...  a to dopiero kropelka jej talentu :)
jabłuszko też uszyła dla mnie ładne :) 

Truskawka!  Najbardziej ją kocham :)
(tylko nie mówcie mojej starszej córce)
uszyła ją dla mnie moja dziewięcioletnia księżniczka... ja jestem w szoku... pokazałam jej tylko raz jak działa maszyna do szycia i...
szyje...
sama...
nie pozwala mi wchodzić do pokoju, bo to będzie niespodzianka :)

wykroje też wymyśla i robi sama, z głowy...
i teraz wiem do czego przydały się moje geny ... te geny od prababci... poszły w dzieci !

No i na koniec wspomnę o szalonych pomponikach z krepy... myślicie, że to praca dzieci ? Nie...
moja  koleżanka takie dla mnie wyprodukowała... wiszą w sypialni i rozweselają poranki...
przynajmniej takie jest założenie :)

I takie oto szalone, różne, kolorowe rzeczy mam dookoła i to one sprawiają, że jesień mija nam na wesoło :)


Pozdrawiam was serdecznie i dzięki, że swój wolny czas poświęcacie na wizyty i mnie :)

piątek, 16 listopada 2012

biało dość...


Któregoś razu mój szanowny małżonek ze Śląska przywiózł mi "stare graty" - 2 drewniane krzesła, taboret i małe krzesełko dla dzieci. Ja wiedziałam, że trzeba na te rzeczy patrzeć przez różowe okulary, bo coś z tym przecież da się zrobić, ale jak ktoś ze znajomych to widział, to raczej krzywił się i dziwił , że coś takiego     dostałam... i jeszcze z tego się cieszę... No cóż... wyglądało to fatalnie... nie przeczę...  
Żałuję, że nie mogę wam pokazać zdjęć z przed mojej ingerencji, bo jakiś czas temu laptop mi wysiadł i  poszły wszystkie zdjęcia :(
Krzesła były w kolorze musztardy wymieszanej ze zgniłymi liśćmi (mam nadzieję, że możecie to sobie wyobrazić), było tej farby aż 3 warstwy, bo oczywiście, po co mniej... po co mam mieć łatwo, chciała baba mieć robotę, to niech zdziera...        
Więc po 2 tygodniowym zdzieraniu farby, rąk i paznokci  krzesła są białe...

Od dawna podobały mi się krzesła ze skrzyżowanymi  listewkami z tyłu. Te takie nie były, ale  przecież to nie problem...

Wykorzystałam listewki, które dostaje od męża mojej koleżanki,
(pisałam już kiedyś o nich, bo wykorzystywałam je do robienia wnętrza ramek,  był o tym  starszy post)
to są listewki dodawane do farb malarskich i jak widać przydatne są także do krzeseł. Więc zostały na wkręty przymocowane z tyłu i mam moje wymarzone krzesła!


Inne metamorfozy pokaże innym razem, pracuje nad sosnową półeczką...




Muszę się jeszcze trochę pochwalić...    dostałam kilka wyróżnień...

http://dlubaninki.blogspot.com
http://malowanekoszulki.blogspot.com/

od razu przepraszam, ale kompletnie nie mam czasu bardziej tym się zająć (mam na myśli pytania od was), nie gniewajcie się :)
 a jeszcze internet ostatnio chodzi jak sobie chcę, więc na chwilę siadam do laptopa i biegnę dalej...
 Ale BARDZO  wam dziękuje  że zauważacie mój blog w tym ogromnym internetowym świecie i ciesze się że wam u mnie się podoba...
  
Pozdrawiam :)



sobota, 10 listopada 2012

zakupy - miś i nie tylko...

                                  Od dawna, dawna chciałam mięć drewnianego misia...
            Szukałam po sklepach, przez internet i żaden nie był tym, który siedział w mojej głowie i ...
                                     wreszcie!  Znalazłam!  Jest piękny i go kocham :)

miś jest duży, 16 cm i jest zrobiony tak, jak by wyszedł z pod siekiery
uwielbiam takie...

może siedzieć, może stać i można go zawiesić, bo ma fajny sznureczek
i chyba pojadę i dokupię mu przyjaciela, będzie mu raźniej
( i mi chyba też... co dwa, to nie jeden  )

A swoim dziewczynkom kupiłam kalendarz, w tym stylu co ja mam, ale  typowo dziewczęcy.

i jeszcze na zakupach z moja koleżanką udało się nam drapnąć na starociach takie oto drewniane szpuleczki...
Ona co prawda dorwała większą, a mi została mniejsza, ale i tak bardzo się z niej ciesze :)
                                                                            I jeszcze,
chciałam wam bardzo podziękować, że tak licznie u mnie gościcie i że tyle miłych słów zostawiacie :)
                                                            miło mi bardzo, bardzo
                                         są nawet wyróżnienia :) , ale o tym w innym poście...